Szukając informacji w sieci, najczęściej korzystamy z wyszukiwarek oczywiście. Aż ponad połowa zapytań pochodzi z wyszukiwarki Google.

Wyniki wyświetlane są w oparciu o skomplikowane algorytmy biorące pod uwagę wpisane słowa, naszą obecną lokalizację, czy historię online.

Czasem jednak zdarza się, że trafiamy na niespodziankę – szukając czegoś, bardzo ogólnie wpadają nam wyniki, które nijak mają się do naszego hasła.

Przekładem niech będzie wyświetlenie strony byłego ministra edukacji Romana Giertycha na pierwszym miejscu po wpisaniu hasła „debil”. Ów polityk padł ofiarą tzw. Google Bomb. Jest to technika polegająca na tworzeniu ogromnej ilości linków na różnych serwisach do określonej strony zawierających odpowiednie słowo kluczowe, dzięki czemu linkowana strona zajmuje wysokie miejsce w wynikach wyszukiwana. Zwykle ma to wymiar żartu dotykającego osoby publiczne, ale jest też jedną z nieuczciwych praktyk SEO.

Takie działanie dotknęło wielu osób publicznych, czy instytucji nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Na przykład w 2010 po wpisaniu w wyszukiwarkę „kłamca”, pokazywała się strona Donalda Tuska, „dom szatana” – strona Radia Maryja. Z kolei podczas prezydentury Baracka Obamy, po pisaniu „nigga house” (tłum. Dom czarnucha) – Google Maps wskazywało na Biały Dom na mapie.

25 stycznia 2007 Google ogłosił, że wprowadziła zmiany do algorytmu pozycjonowania wyników w celu zapobiegania tego typu nadużyciom. Ich skuteczność i niezbędność jest jednak przedmiotem pewnej kontrowersji.

Dowiedz się więcej…